Archiwum wrzesień 2003


wrz 08 2003 róże
Komentarze: 0

:) Dotalam róże na imieniny, jedną długą i krwistoczerowną i trzy herbacianki mniejsze, miło tak :)

i taki mały dodatek:

"...Ile krwi płynie w każdym z nas
Ile taniej w niej wody
Nie chcę winy za ciało brać
Gdy duszę wciąż trafia szlag..."

by A.S. & R.P.

dorfriend : :
wrz 06 2003 koniec
Komentarze: 4

Mam dość. Robie bunt, czas zabrac się do roboty i posprzątać w swoim życiu. Koniec, skończył sie czas brania i nic nie dawania. Nie zamierzam więcej zadawac się z takimi ludźmi. Jestem wściekła. koooooniec i kropka.!!!

dorfriend : :
wrz 05 2003 Kubuś
Komentarze: 0

"... - Widzisz, to jest tak - odpowiedział Puchatek. - Kiedy się idzie po miód z balonikiem, to trzeba się starać, żeby pszczoły nie wiedziały, po co się idzie. Więc jeśli ma się z sobą zielony balonik, pszczoły mogą pomyśleć, że jest się częścią drzewa, i wcale nie zauważyć tego, kto idzie, a jeżeli ma się niebieski balonik, mogą pomyśleć, że jest się tylko kawałkiem nieba, i też nie spostrzec tego, kto idzie. A teraz chodzi o to, jaki balonik wybrać? "

dorfriend : :
wrz 05 2003 mów do mnie
Komentarze: 1

"...Mów do mnie jeszcze... Za taką rozmową

tęskniłem lata... Każde Twe słowo

słodkie w mym sercu wywołuje dreszcze

- mów do mnie jeszcze...

Mów do mnie jeszcze... Ludzie nas nie słyszą,

słowa Twe dziwnie poją i kołyszą,

jak kwiatem słowem Twem się pieszczę

- mów do mnie jeszcze..." 

 

by KPT

dla Mojej Jedynki :)


dorfriend : :
wrz 04 2003 HP i Z F (1)
Komentarze: 1

Rozdział 01.  Dudley obłąkany

Najgorętszy jak dotąd dzień tego lata zbliżał się ku końcowi i senna cisza otulała duże, kwadratowe domy przy Privet Drive. Lśniące zwykle samochody stały zakurzone na podjazdach, a szmaragdowe niegdyś trawniki pożółkły i wyschły - jako że używanie węży do podlewania zostało zakazane w związku z suszą. Oderwani od swych zwykłych zajęć - mycia samochodów i podlewania trawników - mieszkańcy Privet Drive wycofali się w cień swoich chłodnych domów, otwierając jedynie szeroko okna w nadziei na przyciągnięcie nieistniejących powiewów wiatru. Jedyną osobą na zewnątrz, był nastoletni chłopiec, który leżał płasko na plecach pośrodku klombu przy domu numer cztery.
Był szczupłym, ciemnowłosym chłopcem w okularach, który miał ten znękany, lekko niezdrowy wygląd kogoś, kto znacznie urósł w krótkim okresie czasu. Spodnie miał podarte i brudne, koszulkę rozciągniętą i wypłowiałą, a podeszwy jego butów odrywały się przy czubkach. Wygląd Harry'ego Pottera bynajmniej nie sprawiał, że był mile widziany przez sąsiadów, należeli bowiem oni do ludzi uważających, że brud i niechlujstwo powinny być prawnie napiętnowane, ale jako że dzisiejszego wieczoru ukrył się za obszernym krzakiem hortensji, był całkiem niewidoczny dla przechodzących. Właściwie, jedynym sposobem na zauważenie go byłoby wystawienie głowy przez jego wuja Vernona lub ciotkę Petunię z okna salonu i popatrzenie prosto w dół, na klomb poniżej.
W sumie, pomyślał Harry, powinno mu się pogratulować pomysłu ukrycia się w tym miejscu. Wprawdzie nie było to zbyt wygodne leżeć na gorącej, twardej ziemi, ale z drugiej strony nikt nie gapił się na niego, zgrzytając zębami tak głośno, że nie mógł dosłyszeć wiadomości i nikt nie zadawał mu tych okropnych pytań, jak to miało miejsce za każdym razem, gdy próbował usiąść w salonie i pooglądać telewizję z ciotką i wujem.
Jakby słysząc myśli wlatujące przez otwarte okno, Vernon Dursley, wuj Harry'ego, nagle przemówił.
- Dobrze widzieć, że chłopak przestał tu przyłazić. Gdzie on się podział, tak w ogóle?
- Nie mam pojęcia - powiedziała Ciotka Petunia niepewnie. - Nie ma go w domu.
Wuj Vernon stęknął.
- "Oglądać wiadomości..." - powiedział zgryźliwie. - Chciałbym wiedzieć, co on naprawdę knuje. Tak jakby normalny chłopiec przejmował się tym, co mówią w wiadomościach - Dudley nie miał o tym zielonego pojęcia; - wątpię, czy on w ogóle wie, kto to jest premier! Tak czy siak, nie żeby było coś na temat jego ludzi w naszych wiadomościach...
- Vernon, ciszej... - powiedziała Ciotka Petunia - okno jest otwarte.
- Och, racja, przepraszam kochanie.
Dursleyowie ucichli. Harry słuchał reklamy płatków śniadaniowych Fruit 'n' Bran przyglądając się Pani Figg, trzepniętej, uwielbiającej koty starszej pani z pobliskiej Wisteria Walk, przechodzącej się powoli spacerowym krokiem. Szeptała i mruczała coś pod nosem do siebie. Harry był bardzo zadowolony ze swojego schronienia za krzakiem, jako że Pani Figg ostatnimi czasy na okrągło zapraszała go na herbatkę, gdy tylko spotykała go gdzieś na ulicy. Skręciła za rogiem i zniknęła z pola widzenia zanim głos wuja Vernona ponownie nadpłynął z okna.
- Dudziaczek wyszedł na herbatkę?
- Jest u Polkissów - odparła Ciotka Petunia czule. - Ma tylu małych przyjaciół, jest taki popularny...
Harry z trudem powstrzymał parsknięcie. Dursleyowie naprawdę byli zdumiewająco głupi jeśli chodziło o ich syna, Dudleya. Wierzyli w te wszystkie jego niezbyt wymyślne kłamstwa o herbatce u różnych członków jego gangu każdego wieczoru letnich wakacji. Harry wiedział doskonale, że Dudley nigdzie nie chodził na herbatę. On i jego banda spędzali każdy wieczór niszcząc plac zabaw, paląc papierosy na rogach ulic i rzucając kamieniami w przejeżdżające samochody i w dzieci.
Harry widział jak to robią podczas swoich wieczornych spacerów po Little Whinging - większość wakacji spędził włócząc się po ulicach, wybierając gazety z przydrożnych śmietników.
Początkowe nuty muzyki oznajmiającej wiadomości o dziewiętnastej dosięgnęły jego uszu i jego żołądek wywrócił mu się na drugą stronę. Być może dzisiaj wieczorem - po miesiącu czekania - okaże się, że to będzie TA noc.
"Rekordowa liczba wczasowiczów wypełnia lotniska po tym jak strajk hiszpańskich bagażowych trwa już drugi tydzień".
- Poślijcie ich na wieczny odpoczynek, ja bym tak zrobił - warknął Wuj Vernon, gdy spiker skończył.

dorfriend : :